Tabletka dzień po a kobieca niepodległość

/
0 Comments

Czasem powstają tu posty, które wcale nie są planowane ani przemyślane, raczej rzucane pod wpływem chwili (choć nie zawsze emocje są dobrym doradcą). Są to najczęściej te, które komentują sprawy wywołujące we mnie burzę albo rzucające na dany temat sporo kontrowersji. I tak było przy wpisie o HPV czy o rzetelności blogerów, a teraz o pigułce "dzień po". To właśnie one wywołują tu pole dyskusyjne i spotykają się zarówno z tymi, którzy przyklaskują, jak i z tymi, którzy stają po drugiej stronie barykady. Zapewne tak samo będzie dziś. Cholernie nie lubię bawić się w politykę ani komentować tego, co akurat na arenie naszego kraju się dzieje. Nie lubię też uzewnętrzniać swoich poglądów religijnych, rasowych czy moralnych, bo uważam, że to dalej należy do kategorii indywidualności - niezależnie od tego czy jesteś rasistą albo ksenofobem na pewno coś Tobą kieruje i ma osobiste uzasadnienie. Nawet jeżeli czegoś nie pochwalam, to po prostu zachowuję dystans i tego samego oczekuję w stosunku do mojej osoby, bo cholernie nie lubię, gdy jest mi narzucane z góry.

Trafiłam dziś na artykuł w Wysokich Obcasach - tytuł: "Ministerstwo blokuje sprzedaż pigułki 'dzień po'. Nie będzie już dostępna bez recepty". I wywołało to we mnie oburzenie. Z tym, że nie zrobiła tego treść, a komentarze KOBIET w odzewie. Wpis ten zupełnie nie ma na celu deklaracji - jestem za/przeciw pigułce "dzień po", oceny osób, które są zwolennikami i przeciwnikami, a także dyskusji na temat tego, co Ministerstwo Zdrowia powinno, a czego nie, poruszania tu kwestii moralności albo sumienia. Zastanawia mnie tylko jedno - jak kobiety aż tak mogą sobie strzelać w kolano? Od lat walczymy o swoje prawa, o postrzeganie jako istoty rozumne, które potrafią same o sobie decydować, o uznawanie nas jako równe w stosunku do mężczyzn, o zaprzestanie traktowania jako gorszy gatunek. Po komentarzach pod rzeczonym artykułem wnioskuję, że dla wielu oznacza to prawo do zakupu EllaOne. Ponadto pokazują one jakobyśmy były bezmózgą, chodzącą macicą, która służy tylko do zapłodnienia. I może nazywam to zbyt obrazowo, ale tak właśnie wnioskuję po tym, co piszą tam kobiety. Wcale nie mówią tego o nas mężczyźni, tylko my same!




Szybka analiza: antykoncepcja ma swoje plusy i minusy. Tak jak tabletki mogą zwiększać prawdopodobieństwo wystąpienia raka szyjki macicy, tak i badania wykazują zmniejszenie zachorowania na raka jajnika czy poprawę kondycji skóry. Nie ma rodzaju antykoncepcji hormonalnej, która nie wykazywałaby żadnego wpływu na organizm. To samo można powiedzieć o spirali czy sterylizacji. Nie ma antykoncepcji hormonalnej bez recepty, a przynajmniej nic mi nie wiadomo na temat, aby można je było dostać w delikatesach czy drogerii. Nie słyszałam też o żadnych akcjach, happeningach, listach poparcia, które miałyby walczyć o powszechną dostępność tych leków, bez obowiązku wizyty u lekarza. EllaOne (przykładowa tabletka "po) zawiera octan uliprystalu , który należy do hormonów steroidowych i należy do selektywnych modulatorów receptorów progesteronu.




Jestem kobietą. Inteligentną. Tak przynajmniej uważam. Mózg, rozum, może wiedza, pozwalają mi decydować o tym, co dzieje się z moim ciałem i w moim życiu, a także o tym, czy jestem gotowa na dziecko czy nie. I jak uważam, że kobiety mające problem z poczęciem potomstwa są w bardzo trudnej sytuacji, tak te, które ciąży chcą uniknąć, mogą żonglować metodami jak szalone. Rozpoczynając od najprostszego kalendarzyka, przez prezerwatywy, tabletki, plastry, zastrzyki, kapturki, globulki, po spiralę, a nawet tak inwazyjne metody jak podwiązywanie jajowodów. Ponadto nie jesteśmy zwierzętami - czasem trudno powstrzymać jest buzujące hormony, ale popęd seksualny wciąż pozostaje pod kontrolą naszego rozumu i nie jesteśmy nastawione na obowiązkową prokreację, bo właśnie rozpoczęło się u nas tarło. Łatwo więc zauważyć, że nie musimy (cytując powyższe) "rodzić jak głupie" ani dawać "prawa do decydowania za Nas w takich sprawach". I jak myślę o tych wszystkich miejscach na świecie, gdzie kobiety są regularnie gwałcone, a potem kamieniowane za rzekomą zdradę, w których okalecza się je pod wymówką rytualnego, obowiązkowego obrzezania, gdzie grasuje HIV, WZW typu B i choroby weneryczne, bo o żadnej metodzie antykoncepcji nikt nie słyszał, to chce mi się powiedzieć, że "nie o taką Polskę walczyłem".

 

Nie uważam, że należy potępiać te, które z tabletek "po" korzystają ani nazywać głupimi te, które sprzeciwiają się tej metodzie. Wszystko jest kwestią własnego sumienia, poglądów i podejmowanych decyzji. Można walczyć o swoje prawa, o zgodę na samoodpowiedzialność za swoje działania, o niepodległość swojej macicy, ale serio, musi to być argumentowane tym, że bez rzeczonej pigułki będziemy płodziarkami wyrzucającymi z siebie dzieci, które potem oddawać będziemy do domów dziecka?


You may also like

Brak komentarzy:

DZIĘKUJĘ!

Obsługiwane przez usługę Blogger.