Wymyślanie codziennie czegoś oryginalnego na obiad, to jakaś totalna jazda. I żeby nie było, że jemy kurczaka w śmietanowo-ziołowym piąty raz w tym miesiącu. I żebym nie szukała w Internecie przepisu, w którym znalezienie w moim mieście składników zajmie mi trzy dni. I żeby Małż nie marudził, że nie ma mięsa, a to przecież nie piątek aaaaa! Od października (postanowienia jak z dietą: od jutra, od poniedziałku, od następnego miesiąca...) mam zamiar wprowadzić w życie wcześniejsze planowanie posiłków i gotowanie czegoś na kilka dni. Wygodne, szczególnie jeśli wracasz do domu o 18 i trzeba stworzyć coś innego niż pierogi z Biedronki. Poniżej jedno z szybkich dań: przepis na niemięsny obiad - łosoś, czyli jedna z niewielu tolerowanych przez Małża ryba, bo...nie śmierdzi rybą. Aha.


Czego Ci potrzeba?
  • filet z łososia - świeży lub mrożony, ja używam świeżego
  • brokuł 1 szt.
  • makaron spaghetti, ale każdy inny też się sprawdzi 
  • koperek
  • cytryna
  • pieprz, sól, przyprawa tzatziki
  • jogurt naturalny

Jak to zrobić?
  1.  Brokuł myjemy, oddzielamy drobne różyczki, gotujemy w wodzie z vegetą aż zmiękną.
  2. Gotujemy makaron.
  3. W międzyczasie łososia myjemy, kroimy na drobne kawałeczki, posypujemy solą i pieprzem. Podsmażamy na niewielkiej ilości oliwy na małym ogniu. Pod koniec smażenia wciskamy sok z cytryny (wystarczy z połówki).
  4. Brokuł dorzucamy do ryby, do tego posiekaną wcześniej natkę pietruszki i kilka łyżek jogurtu naturalnego. Jeśli smak jest mało wyraźny, można delikatnie posypać przyprawą tzatziki.
  5. Łączymy całość z makaronem i gotowe! ;-)

 

Jeżeli przepis wydał Ci się banalny, to cel został osiągnięty - cykl PROSTO z kuchni, patrz TU.

Od kilku miesięcy staramy się z Mężem zmieniać swoje nawyki żywieniowe. Nie należymy do osób, które żywią się każdego dnia fast foodem, ale też daleko nam do wege/eko diety. Zrezygnowaliśmy z masła, ograniczyliśmy znacznie cukier, sól i tłuszcz, śmietanę staramy się zastępować jogurtem naturalnym, wprowadziliśmy też do menu wiele warzyw i kaszę. Postanowiłam też urozmaicić formę spożywanych owoców i o to, co udało mi się przetestować - 3 sprawdzone przepisy na (pyszne!) koktajle!

1. Pumpkin pie - dynia, jabłko, ewentualnie banan dla łasuchów.
Jak to zrobić? Małą dynię kroimy na księżyce, obieramy, pieczemy w piekarniku (180 stopni, aż będzie miękka). Kroimy na mniejsze kawałki. Dodajemy do tego 2 pokrojone jabłka. Przyprawiamy cynamonem, gałką muszkatołową i odrobiną imbiru. Dla lubiących słodkie proponuję cukier brązowy lub banan. Wszystko blendujemy.


Idealne na chłodne, jesienne wieczory (szczególnie spożywana zaraz po przyrządzeniu). Ponadto dynia to bomba dla zdrowia - zawiera witaminy C, D, B1, B2, PP, kwas foliowy i beta-karoten; pestki bogate są w cynk i lecytynę. Zapobiega chorobom układu krążenia, poprawia cerę, włosy i paznokcie, jest idealna dla kobiet w ciąży.


2. Zielone pobudzenie - kiwi, pomarańcze i guarana.
Jak to zrobić? Owoce obieramy, kroimy na małe kawałki, blendujemy. Dodajemy guaranę w proszku. Jeśli koktajl jest zbyt gęsty, możemy dodać wodę gazowaną.


Idealne na poranki - guarana postawi nas na nogi 4 razy skuteczniej niż kawa (bo zawiera 4x więcej kofeiny niż kawowiec), ponadto wchłania się wolniej, dzięki czemu działa dłużej i jest łagodniejsza dla organizmu. Kiwi to źródło dużej ilości witaminy C, a także A, E, K, potasu, wapnia, żelaza i kwasu foliowy. Będzie więc ważnym składnikiem diety dla osób borykających się z anemią, kobiet w ciąży, a ponadto uchroni nas przed jesiennymi wahaniami odporności.


3. Fioletowo - borówki, gruszki i limonka.
Jak to zrobić? Borówki umyć, gruszki obrać, wycisnąć sok z limonki. Dodać 1/3 szklanki wody gazowanej. Zblendować.


Idealne na problemy żółądkowo-jelitowe, zakażenia pasożytnicze u dzieci i choroby krążenia. Borówki są bogate w witaminy A, B, C, E oraz PP, cynk, potas, selen, miedź, magnez, żelazo, wapń oraz bardzo dużą ilość antyoksydantów (co wspomaga nasz układ odpornościowy). Ponadto dzięki antocyjanom i makroelementom spowalniają proces starzenia się mózgu.


Jak Wam się podobają? Czy któryś szczególnie przypadł Wam do gustu?



Ostatni raz na pytania o sobie (nie licząc rozmowy kwalifikacyjnej) odpowiadałam chyba w podstawówce przy okazji Złotych Myśli, które miały wszystkie dzieci. Dziś Ewcia z Daywithcoffee przeniosła mnie w czasie, nominując do odpowiedzi na 11 pytań w ramach Liebster Blog Award (czyli co? Odpowiadasz na 11 pytań zadanych przez osobę, która Cię wybrała. Ty nominujesz kolejne 11 blogów i zadajesz im własne pytania). Poniżej 11 nietypowych faktów na temat mojej osoby.

1. Kawa czy herbata?
Rano kawa, wieczorem herbata, nocą kawa. 

2. Ulubiona piosenka
Brak. Albo po prostu jest ich za dużo. Często, gdy spodoba mi się jakiś nowy utwór, słucham go w kółko, aż do znudzenia. Ostatnio jest to "Never let me go" Florence and the Machine. 

3. Co w swoim wyglądzie lubisz najbardziej?
Może oczy? Jestem wybredna, więc chyba nie ma czegoś, czym szczególnie bym się szczyciła. 

4. Największe marzenie
Odkąd skończyłam trzynaście lat, marzyłam o tym, żeby zostać lekarzem. Trwa to więc bezustannie od 9 lat, dlatego to moje największe marzenie. Niespełnione ;-) 

5. Dlaczego zostałaś blogerką?
Ciągle gadam. Mąż ma ograniczoną wytrzymałość, jeśli o to chodzi, więc postanowiłam stworzyć miejsce, w którym będę mogła sobie pogderać, gdy tylko najdzie mnie ochota ;-) 

6. Ukochane miasto i dlaczego akurat to? 
Po tegorocznych wakacjach trochę ich przybyło. Jednego nie wybiorę, ale kilka skradło moje serce:
Kraków - za pierogi, most, na którym oświadczył mi się Mąż i Fabrykę Schindlera
Lwów - za "Kryjówkę", widok z ratusza i historię
Lizbona - za ludzi, portugalską pomidorową i ciastka z Belem
Paryż - za duszę miasta, Trocadero z widokiem na Wieżę Eiffla i położony niedaleko Disneyland 

7.  Danie, którego bym nigdy nie zjadła to...
Chyba nie ma takiego dania, bo lubię próbować nowości, nawet te wyjątkowo dziwne. W tym roku zakochałam się w mulach, z którymi miałam styczność po raz pierwszy. 

8. Czego chciałabyś się nauczyć?
Francuskiego, robić piękne ciasta, podszkolić swoje szycie. 

9. Co Cię najbardziej wkurza w blogowaniu?
Fakt, że nie mam na to aż tyle czasu, ile chciałabym mieć. Doba często jest za krótka. Chyba, że w końcu zrezygnuję ze snu... ;-) 

10. Gdy dopada mnie chandra to ... 
Marudzę Mężowi. A gdy akurat nie mam Go "pod ręką", to idealnie sprawdza się odcinek ulubionego serialu, książka, słodycze i wino. 

11. Sposób na udany poranek 
Często spędzamy niedziele w Krakowie. Jemy śniadanie w naszej ulubionej restauracji, potem czas na kawę i książki. Nie ma wspanialszych poranków niż te... ;-)
  


MOJE PYTANIA:
1. Jeden przedmiot, który zabrałabyś na bezludną wyspę. Dlaczego właśnie ten?
2. Miejsce na świecie, które chciałabyś jeszcze odwiedzić?
3. Najpiękniejsze miejsce, które do tej pory widziałaś?
4. Twój największy blogowy sukces to...
5. Szybkie, proste i pyszne danie to...
6. Zapraszasz Teściową na obiad/deser/kolację. Czym ją zaskoczysz?
7. Kim chciałaś być jako dziecko?
8. Twój sprawdzony urodowy trik?
9. Must have w szafie każdej kobiety to...
10. Kobieta, która Cię inspiruje/którą podziwiasz/którą naśladujesz to...?
11. Cel w Twoim życiu, do którego dążysz to...
 
NOMINUJĘ:

Go Girls! Czekam na linki do postów z Waszymi odpowiedziami ; -) 

Photos: Jest rudo 


Niedawno na spotkaniu ze znajomymi rozmowa zeszła na polskie filmy. Wtedy usłyszeliśmy, że w nie mamy dobrego kina. Na pytanie, jaki film naszej rodzimej produkcji ostatnio widzieli, odpowiedzieli: KacWawa. To niejako usprawiedliło ich spojrzenie, bo takiego gówna na naszych ekranach nie było już dawno. Osobiście jestem miłośniczką naszych filmów, mamy całą gamę hitów, a w ostatnich latach było ich naprawdę wiele. W zeszłym tygodniu widzieliśmy "Karbalę". Opowiada o irackim mieście, gdzie w 2004 Al-Kaida i As-Sadra atakują ratusz City Hall, gdzie przetrzymywani są aresztowani terroryści. Miejsce to jest bronione przez grupę polskich i bułgarskich żołnierzy, którzy byli przygotowani na 24 godziny obrony - po tym czasie miała dotrzeć kolejna zmiana. Dojazd do City Hall zostaje odcięty, żołnierzom kończy się amunicja i zapasy żywności; nie mają wsparcia i kontaktu z bazą. Jak zakończyła się obrona Karbali, powinniście zobaczyć sami, bo to film, który zdecydowanie należy do polskich "must see". Świetna obsada i sceneria, bardzo wartka akcja, praktycznie brak tzw. "amerykanizacji" (nie zobaczycie tu scen ala Keanu Reeves w "Matrixie"). 


Poniżej stworzyłam swoją SUBIEKTYWNĄ listę filmów polskich z ostatnich pięciu lat, które widziałam, a które naprawdę warte są zobaczenia: 
  1. "Karbala"
  2. "Jack Strong"
  3. "Bogowie"
  4. "Kamienie na szaniec" - może nie wszystkie sceny były udane, ale na pewno trzeba go zobaczyć i mieć pojęcie, o czym opowiada.
  5. "Miasto 44" - jak wyżej
  6. "Powstanie warszawskie"
  7. "Wałęsa. Człowiek z nadziei"
  8. "Tajemnica Westerplatte"
  9. "Syberiada polska"
  10. "Obława"
  11. "Róża"
  12. "Pokłosie"
  13. "W ciemności"
  14. "Czarny czwartek"
  15. "Układ zamknięty"
  16. "Chrzest"

Co dopisalibyście do tej listy? Które z polskich filmów Waszym zdaniem są godne polecenia? 

Photos: Filmweb.pl


Wczoraj ścięła mi się śmietana w sosie, dziś upiekłam zakalec. Mąż kilka dni temu kupił mi nowy mikser - spalił się dziś przy mieszaniu masy na murzynka. Podkreślę, że był to jego pierwszy występ. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała zmienić nazwę bloga, bo zaczynam robić sporą konkurencję Chu*owej Pani Domu...

Dziś z miłości do owoców sezonowych - w tym momencie śliwek - zostawiam Was z przepisem na ultraszybkie (nie licząc pieczenia) ciasto.

Czego Ci potrzeba?
  • masło 100 g
  • mąka 2 szklanki
  • proszek do pieczenia 1 łyżka
  • olej 3 łyżki
  • kakao 4 łyżki
  • jajka 5 sztuk
  • cukier 1,5 szklanki
  • śliwki 0,5 kg



Jak to zrobić?
1. Do rondelka włóż: masło, olej, kakao, cukier, 1/3 szklanki wody. Rozpuścić, nie gotować, odstawić do wystudzenia.
2. Do masy dodawać stopniowo i mieszać żółtka, mąkę, proszek do pieczenia.
3. Białka jajek ubić na sztywną pianę i wymieszać delikatnie łyżką z wcześniej przygotowaną masą.
4. Tortownicę (średnica 24 cm) natłuszczamy masłem, posypujemy odrobinę mąką. Wykładamy ciasto, układamy na wierzchu śliwki.
5. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 50 min.
6. Po upieczeniu można posypać ciasto cukrem pudrem, płatkami migdałowymi, polać czekoladą albo wyłożyć dodatkową porcją śliwek z wierzchu.



Idealne do popołudniowej kawy! Jak Wam się podoba?


Jesteśmy zaściankowi i prości. Jesteśmy najgorszym typem ludzi - przywiązanym do rodziny, przyjaciół i tradycji. I pomimo tego, że zobaczyliśmy życie w wielu miastach Europy, i w wielu było nawet całkiem fajnie,  to dobrze nam w tym małym, polskim mieście, gdzie nawet nie jeździ tramwaj. I mimo, że w kilku z tych światowych miejsc nasz życiowy start mógłby być o niebo łatwiejszy, to rwałabym włosy z tęsknoty za domem i chlipała w Wigilię do barszczu z torebki setki lub tysiące kilometrów od Polski. Gdyby jednak któregoś dnia mój Mąż zostawiłby mnie dla jakiejś cycatej Dżesiki, a ja pilnie chciałabym uciec od tych wszystkich miejsc, które mi Go przypominają, wybrałabym właśnie Lizbonę, z kilku prostych, poniższych powodów:

1. Ludzie - krótko mówiąc: są ekstra. Poznaliśmy grupę wspaniałych osób, które w dużej mierze wpłynęły na nasze portugalskie wspomnienia. Wbrew pozorom Portugalczycy są bardzo podobni do Polaków, a przynajmniej mają takie samo poczucie humoru i spojrzenie na życie. Są niesamowicie gościnni i przyjaźni. Jedyne, co nas dzieli to kwestia alkoholu, bo tam jest on bardzo mocny (nawet 70%), a popijanie bądź przegryzanie to faux pas ;-)


2. Brak tłumów - nie licząc tego, co działo się w tramwaju do Belem, w którym staliśmy jak sardynki w puszce przyciśnięci policzkami do szyb oraz w cukierni Pasteis de Belem. Porównując do ilości turystów w Barcelonie, w Lizbonie są wręcz pustki (oczywiście niedosłownie).

3. Ciasteczka Pasteis de Belem, o których mowa powyżej - są tak niesamowicie słodkie jak te baranki z samego cukru w wielkanocnym koszyku, ale i tak je kocham. Szczególnie w połączeniu z kawą i koniecznie na ciepło.


4. Małe piekarnie i śniadania na mieście, o których pisałam już w poprzednim poście. Pewnie gdybym tam mieszkała nie rozkoszowałabym się codziennie espresso z zalotnie odchylonym ostatnim palcem u dłoni, tylko żarła zimną parówkę w biegu, ale i tak mi się to podoba.

5. Ceny - życie nie jest wcale tak drogie jak można by wnioskować po ofertach z biur podróży. Jedyne, co tam zabija, to kwoty za paliwo, które odbiły nam się czkawką... Ponadto jeśli masz własną firmę, państwo stara się w pewien sposób wyjść Ci na przeciw i gdy akurat w tym miesiącu nie jesteś na finansowym plusie, możesz zapomnieć o wszystkich należnościach, które musisz uiszczać, gdy w takiej samej sytuacji znajdziesz się w Polsce.



Poza tym pięcioma powodami miasto jest po prostu piękne. Zresztą kto nie chciałby mieszkać w miejscu, w którym na wjeździe możesz równocześnie poczuć się jak w Rio dzięki Panu Jezusowi panującemu nad miastem i jak w San Franciso z prawie Golden Gate'm (Most 25 kwietnia)? ; -)




Byliście kiedyś w Lizbonie? Co Wam się najbardziej podobało?



Portugalia to miejsce, od którego tak naprawdę zaczął się nasz wakacyjny plan podróży. Bardzo chcieliśmy ją zobaczyć, ALE: ceny w biurach podróży skutecznie nas odstraszały, a taki kawał drogi, by zobaczyć kilka miast wydawał nam się bezsensowny. Stwierdziliśmy, że lepszym pomysłem będzie więc dorzucić kolejne punkty wyprawy i tak powstał plan Eurotripu, ale o tym będzie w innym miejscu, o którym na pewno wkrótce Was poinformuję ;-)  Poniżej 5 interesujących faktów o Portugalii:

1. Śniadanie na mieście. W miastach jest mnóstwo małych piekarni, gdzie w godzinach porannych można spotkać masę miejscowych. Wbrew pozorom dla turysty nie jest to objaw burżujstwa - za produkty w sklepie płaciliśmy około 11-13 euro, w piekarni - około 6-7 (za dwie osoby). Do tego robili bardzo dobre espresso ;-)


2. Pogoda jest nieprzewidywalna. Przykładowo: Na południu, przy wybrzeżu były niesamowite upały, w Lizbonie temperatury w nocy były w okolicach 25-30 stopni, a już w Porto chodziliśmy w długich spodniach i bluzach. W przypadku ostatniego nasz tamtejszy host porównywał je do kobiety - potrafi być miła i łagodna, by zaraz później strzelić focha ; - )



3. Ludzie mówią tam po rosyjsku. A przynajmniej tak wydaje się w pierwszym momencie. Jeśli myślisz, że portugalski i hiszpański, to prawie te same języki, to jesteś w błędzie. Portugalczycy i Rosjanie mają taką samą fonetykę, przez co czujesz się jak za naszą wschodnią granicą.



4. Moda na azulejos, czyli cienkie ceramiczne płytki, najczęściej kwadratowe, pokryte nieprzepuszczalnym i błyszczącym szkliwem. Piękne i bardzo charakterystyczne dla tego kraju.



5.  Kraj jest ponad trzykrotnie mniejszy od Polski i posiada niesamowicie przepiękne tereny. Żałuję, że spędziliśmy tam tylko kilka dni, ale wiem, że na pewno jeszcze tam wrócimy.



Czy odwiedziliście kiedyś ten kraj? Gdzie Wam się najbardziej podobało?
Obsługiwane przez usługę Blogger.