Blog a ludzie z otoczenia. Da się to pogodzić?

/
0 Comments


Hejtowanie to temat stary jak świat, który żyje z blogosferą w pięknej symbiozie, ale nie ma się co czarować, że to życie w sieci dostaje takie wyróżnienie. Tutaj po prostu łatwiej wylać komuś na łeb wiadro pomyj, zachichotać pod nosem i wytknąć palcem. I jak nie rozumiem rzucania mięsem w blogowym komentarzu, tak tutaj sprowadza się to do błahostki - w realnym świecie trzeba skonfrontować się z drugą stroną, czekać na kontrę, a nawet na zgrabną ripostę.

Blog to takie trochę wystawianie się na własne życzenie - najpierw się uzewnętrznisz, nagadasz się (niejako o sobie), a potem stajesz w opozycji do świata, który przychodzi Ci z policzkiem. A tak serio - markowanie strony swoją facjatą zawsze niesie ze sobą konsekwencje, których możesz być pewien. I tak pewny jak tego, że gdy jesteś na piedestale blogosfery, to hejtują wszyscy, tak możesz być pewny, że gdy jesteś w grupie niszowej, hejtują tylko bliscy. Niezależnie czy będzie to teściowa, siostra, sąsiadka Krystyna spod dwójki czy laska, co pracuje piętro wyżej w biurowcu. Równie dobrze może być to pozornie bliska koleżanka, znajomy z miasta, chłopak, co chodził do równoległej klasy w podstawówce. I jeśli nawet nie przeczytasz komentarzy o swoim cellulitisie, słabym piórze i nieostrych zdjęciach, to na bank ta krosta na języku, co Ci dwa dni temu wyrosła, definiowana jest: "A wiesz, że ONA MA BLOGA?" lub klasykiem: "Czytałaaaaaaaś?". Z jednej strony rozumiem, że po części kierowane jest to jakimś zaskoczeniem, ale z drugiej - czy widzieliście kiedyś blogerów z miną pt. "wywinięta warga i zmarszczki na czole wyrażające zdziwienie okraszone zgorszeniem" w kierunku osób, które blogów nie mają? No właśnie, ja też nie.


Jeśli nie chodzisz z naklejką na czole, która na różowo krzyczy "Adres mojego bloga: http://...", to każda konfrontacja dotycząca strony z ludźmi, których znasz w kontaktach bliższych niż tylko monitor komputera, wydaje się być cholernie krępująca. W sumie zastanawiam się dla kogo bardziej, bo chyba zabawa z tłumaczenia się ze swoich przemyśleń i działań (jak na dywaniku u pana dyrektora), już dawno wyszła z mody. Ale po kolei: na początku wpadniesz w panikę, zaczniesz czytać po kolei wpisy od początku założenia bloga do przedwczoraj, fiksować na punkcie błędów stylistycznych, mało lotnej treści, a tego tematu o Walentynkach mogłaś w ogóle nie poruszać, bo obciach przed znajomymi męża. I czemu, durna, piszesz jakieś randkowe pierdoły i dodajesz wpisy o obiedzie! Cholera, czemu nie założyłaś bloga o nowinkach technologicznych, leku na wszystko albo chociaż poradnik jak zbawić świat w dziesięć dni?! Co Ci ludzie z pracy sobie teraz pomyślą?! Przecież wiesz, że KAŻDY zrobiłby to lepiej od Ciebie, na pewno ma głowę pełną pomysłów na MEGA tematy, a Ty sama strasznie masz mało tych obserwatorów, o fanpejdżu to w ogóle szkoda gadać, zdania tylko przerysowane, nie wiadomo w ogóle po co o tym pisać. Poza tym jakoś nigdy na żywo nie mówiłaś o tym, że takie rzeczy Cię interesują, MEGA tu udajesz, a tak w ogóle to brzydka jesteś strasznie, więc w sumie bezsensu te swoje zdjęcia dodajesz. I w którymś momencie dochodzisz do punktu, w którym zadajesz sobie pytanie czy w takim razie to ma w ogóle sens? Wtedy chyba najłatwiej obrócić się na pięcie i robić swoje. Ludzie i tak zawsze będą gadać. Niezależnie od tego czy schudniesz dwadzieścia kilogramów, kupisz mieszkanie, wynajdziesz lek na raka czy najzwyklej w świecie założysz bloga. Gdy skończysz szkołę, to będą gadać, że za słabe wyniki. Pójdziesz na studia? Wybrałaś beznadziejny kierunek, po którym i tak nie masz przyszłości. O, chodzisz na francuski? Jasne, ciekawe czy chociaż zdanie umiesz powiedzieć po prawnie. Masz samochód z salonu? Na pewno bogaty tatuś udostępnił kartę kredytową. Spokojnie, ludzie zawsze rzucą Ci pod nogi kłody, musisz je tylko zgrabnie obejść. Jesteś już dużym dzieckiem, potrafisz to przyjąć na klatę. Niech się obgadują, niech plotkują, nawet niech umówią się na wieczorek z popcornem i wódką, podczas którego rozbawiać ich będą Twoje wpisy. Who care's? ; -)
 


You may also like

Brak komentarzy:

DZIĘKUJĘ!

Obsługiwane przez usługę Blogger.