Izrael po raz pierwszy

/
0 Comments

Gen podróżnika prawdopodobnie odziedziczyłam po Dziadkach, którzy jechali do końca kontynentalnej Grecji Maluchem z czwórką małych dzieci, ciągnąc za sobą dużą, campingową przyczepę, a później płynęli jeszcze kilkanaście godzin promem na wyspę. Przed ciągłym lataniem po świecie powstrzymują mnie tylko dwie rzeczy - pieniądze i czas. I pomimo tego, że nie chcę rzucić wszystkiego, i starać się być drugą Martyną Wojciechowską, Pawlikowską czy inną travel-woman, to uwielbiam ten moment, gdy walizki są już spakowane. Uwielbiam dzielić się wspomnieniami i doświadczeniami przywiezionymi z odwiedzonych miejsc. Chętnie odpowiadam na pytania i udzielam wskazówek, ale moje posty nie są typowymi przewodnikami, bo czuję, że to nie moja broszka. Nie potrafię znaleźć sposobu na najtańsze podróżowanie, bo nie kręci mnie spanie w centrum handlowym i wożenie w walizce kilograma ziemniaków z Polski. Nasze wyjazdy zawsze są w granicach zdrowego rozsądku (i portfela), nie potrzeba nam pięciogwiazdkowych hoteli czy SPA, ale wiem, że niektórzy robią to dużo taniej.


Izrael od dawna był moim punktem na liście "must visit" ze względu na fascynacje żydowską kulturą i religią. Skutecznie odstraszały nas jednak ceny biletów, więc gdy tylko pojawiły się na fly4free.pl oferty tanich przelotów, nie zastanawialiśmy się zbyt długo. Równe trzy miesiące po powrocie z Eurotripu byliśmy już na innym kontynencie. Gdybym musiała użyć jednego słowa do określenia tej części świata, to byłby to: KONTRAST. Widać go w kulturze ludzi należących do różnych religii, ubiorze i wyglądzie zewnętrznym. Bez problemu można odróżnić dzielnice miasta rozdzielone na część arabską i żydowską. Obok pięćdziesięcio piętrowych wieżowców stoją rozwalające się domy z górą śmieci przy płocie. Gdy jedni świętują, dla drugich toczy się kolejny zwykły dzień. Można jednocześnie poczuć biedę i bogactwo. A pomiędzy tym wszystkim gdzieś wciśnięty jest mur.


Czy ten kraj mnie rozczarował? Na pewno nie, choć myślałam, że moja chrześcijańska wiara zostanie tam bardziej rozbudzona. Niestety katolicy nie mają tam żadnego znaczenia. Droga Krzyżowa to bazar w arabskiej części, gdzie pomiędzy stragany z zabawkami, przyprawami i biżuterią, wciśnięte są pojedyncze stacje. W Jerozolimie na każdym kroku widać ozdoby nawiązujące do Chanuki, a nie stoi tam ani jedna choinka. Wszędzie można kupić jarmułkę, menorę czy mezuzę w wersji retro, vintage czy nowoczesnej, ale problemem jest kupić medalik z rzymskokatolicką Matką Boską czy różaniec, który akurat nie był produkowany w Chinach. Zbawiennie odwiedziliśmy jednak Nazaret, w którym czułam się...swojsko. Tam znaleźliśmy czas adwentu, wyjątkową szkołę i świąteczny bazarek u Salezjan i Bazylikę Zwiastowania, którą wspominam najlepiej ze wszystkich odwiedzonych świątyń. Czy ten kraj mnie zaskoczył? Zdecydowanie tak, ale o tym jeszcze w kolejnych postach.... ; -)


Przez ten tydzień żyłam wyłącznie podróżą. Nie interesowało mnie to, co dzieje się na uczelni, ile muszę zrobić po powrocie i jakim torem toczy się sprawa z Trybunałem Konstytucyjnym. W wyjątkowy sposób mogliśmy po prostu uciec i celebrować życie. I pomimo tego, że był to cudowny czas, to w niezmienny sposób kocham być w domu. Oprócz tego, że udało mi się spełnić moje wielkie marzenie, to przywiozłam stamtąd jedną bardzo ważną myśl: nie chcę, by nadchodzący rok uciekł mi przez palce. Czeka nas wyjątkowy czas...



Oby zdjęcia Wam się spodobały, bo to dopiero początek... ; -)


You may also like

Brak komentarzy:

DZIĘKUJĘ!

Obsługiwane przez usługę Blogger.