Krótko, na temat: Małżeństwo to masakra

/
34 Comments
 

Jeżeli myślisz, że małżeństwo to bułka z masłem, banał i łatwizna, to jesteś w grubym błędzie. Małżeństwo to ciężka harówa, która niejednokrotnie doprowadzi Cię do szału. Decydując się na to, wprowadzasz w swoje życie (przynajmniej w mojej opinii)  dożywotnią komplikację. Wówczas masz kogoś, kto we wszystko będzie się wtrącał i z kim wszystko musisz konsultować. Nie możesz sama wziąć kredytu czy pojechać na wakacje. Będziesz musiała robić mu pranie i szukać zagubionych rzeczy. Niejednokrotnie wyprowadzi Cię z równowagi, zmuszając do jedzenia albo zażywania lekarstw. Zapomni, o co prosiłaś, chociaż przypominałaś trzy razy. Dzięki czekoladkom na zawsze utracisz pożądany rozmiar 34. Nawet nie zauważysz, gdy zamienisz makijaż i spódniczkę w koczka i dres po domu. Będzie Ci bałaganił i rzucał skarpetki na podłogę. Przez nowe nazwisko będziesz musiała wymienić dokumenty, nauczyć się nowego podpisu i uzbroić w cierpliwość, tłumacząc po stokroć trudną pisownię. Obudzi Cię w nocy swoim chrapaniem, ściągnie kołdrę albo zostawi otwarte okno. Zawsze skomentuje Twój wygląd i nowe buty. Wymyślanie nowych pomysłów na prezent zabierze Ci tydzień życia. Zamiast szybkiego makaronu z truskawkami, codziennie musisz bawić się w Magdę Gessler. Zrobisz awanturę po każdym Jego samotnym wyjściu, chociaż wcale tego nie chcesz - jest to silniejsze od Ciebie. Zazdrość i niepokój nie dadzą Ci spać. Będziesz ryczeć z tęsknoty po każdych dwudziestu czterech godzinach osobno i dąsać się w czasie ciszy między Wami. I kiedy masz już tego wszystkiego serdecznie dość, zdajesz sobie sprawę, że właśnie to wszystko jest tak zajebiste. I że nie możesz bez tego żyć.

Mężu, jak dobrze, że jesteś.


You may also like

34 komentarze:

  1. Uhhh niedługo mnie to czeka. Mam nadzieję, że nie będzie tak mrocznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół żartem, pół serio. Jeśli trafisz na swoją bratnią duszę, to małżeństwo będzie najlepszym, co Cię spotka. I to nie są tylko puste frazesy ;-)

      Usuń
  2. no proszę. nie jestem mężatką a jednak większość symptomów u siebie rozpoznaję (szczególnie te czekoladki do mnie przemawiają :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cholerstwo (czekoladki) nie mija po ślubie... :D

      Usuń
  3. Zabawnie napisane, trochę przerażające, ale pewnie bardzo życiowe;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam w zamyśle nikogo straszyć! Małżeństwo to naprawdę fajna instytucja :)

      Usuń
  4. ale fajny tekst z przymrużeniem oka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny tekst. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane przeżyć taką 'masakrę'... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO przychodzi szybciej niż się tego spodziewamy....;-)

      Usuń
  6. Cudownie to napisałaś, wszystko się u nas zgadza :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A już się bałam, że to moje poczucie, że nie chcę zrobić awantury, ale to jednak jest ode mnie silniejsze i zrobię, to jest jakiś niepokojący objaw, a tu się okazuje, że inne kobiety też tak mają ;-) Ale tak serio, to walczę z tym, szkoda mi tego mojego wspaniałego mężczyzny, bo on taki wspaniały, a ja czasem taka zołza :-D Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę powiedzieć, że czuję dokładnie to samo. W ciągu tych prawie pięciu lat staram się nauczyć mieć na wodzy emocje, ale nie zawsze działa. Pozdrowienia! :)

      Usuń
  8. Fajny tekst! Pomimo, że z moim po ślubie nie jesteśmy, to i tak to wszystko już przeszliśmy :D. No i nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobrze! U nas wyglądało to dokładnie tak samo przed ślubem, więc przynajmniej nie przeżywa się szoku światopoglądowego PO wszystkim! ;-)

      Usuń
  9. Z kilkoma sprawami z początku tekstu się nie zgadzam (np. kwestię konsultacji lubię, bo odpowiedzialność za daną decyzję rozkłada się na nas dwoje). Na szczęście nie robię awantur po jego powrocie z piwa z chłopakami. :) Chyba trochę nastawił mnie tytuł posta, z którym oczywiście się nie zgadzam, ale jak widać na końcu posta, Ty też nie do końca. :) Nie zawsze bywa łatwo, ale małżeństwo jest super sprawą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst od początku był pisany pół żartem, pół serio, nie należy brać go zbyt poważnie :)!

      Usuń
  10. A ja się nie zawsze konsultuję w różnych sprawach :> Jeśli w ważnych to się trochę mój luby bulwersuje, albo smuci więc staram się o nim pamiętać. Trochę za bardzo jestem przyzwyczajona do rządzenia. A co do małych spraw - czasem trzeba coś ukryć i lekko ściemnić ;) Np. po zakupach, gdy kasy brak: no co ty nie pamiętasz tej sukienki? Od dawna ją mam ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. Pomimo tych wszystkich wad, to wspaniale mieć osobę, która da wsparcie i uczyni każdy dzień piękniejszym :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny tekst :) Lubie takie lekkie pióro z przymrużenie oka :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak! Chce się w to wpakować! :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Prawda, prawda, prawda oprócz przejęcia "władzy" nad moim własnym zdaniem. Jeszcze jakiś czas temu właśnie taka byłam, że nie było mowy abym sama gdzieś wyszła, bo jak to? Przecież sobie coś pomyśli, albo będzie zły. Teraz jest inaczej. Zdecydowałam nie oddawać całej kontroli nad MOIM życiem jemu . Dziś to ja decyduję, czy wyjeżdżam, czy się rozwijam, czy spełniam swoje pasje. Bycie żoną nie oznacza niewolnictwa. Właśnie w nim uczy się asertywności i bycia silną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej nie kwestia niewolnictwa, bo "bycie silną", "moim życiem" wieje trochę feminizmem ;-) U Nas to NASZE życie ;-)

      Usuń
  15. genialnie to opisałaś ;D aż czytałam dwa razy pozdrawiam cieplutko :* http://creamshine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja uwielbiam moje małżeństwo! No tak, brudne skarpetki i "gubenie rzeczy" doprowadzają mnie do szału, ale za to mam taką swobodę w żuciu, że nigdy prze-nigdy nie chciałabym czegoś innego! :D Pozdrawiam Cię ciepło

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam dokładnie tak samo! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cześć :) Fajny przewrotny wpis - my mężatki wiemy, że z mężem może być źle, ale bez niego jeszcze gorzej. Jak się dobrze wybierze to można się dogadać, choć wiadomo spięć, rozczarowań i upomnień się nie uniknie. Mnie najbardziej denerwują okruszki na blacie po krojeniu (już o to nie walczę tylko sprzątam) i zapominalstwo mego Lubego :) Ale całkowity bilans jest dodatni: przystojny, ciepły, romantyczny, przyjacielski i mam to "coś" :) Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJĘ!

Obsługiwane przez usługę Blogger.