ABOUT
OBSERVERS
ARCHIVE
- października 2016 ( 1 )
- września 2016 ( 3 )
- sierpnia 2016 ( 2 )
- czerwca 2016 ( 2 )
- maja 2016 ( 3 )
- kwietnia 2016 ( 2 )
- marca 2016 ( 5 )
- lutego 2016 ( 4 )
- stycznia 2016 ( 7 )
- grudnia 2015 ( 6 )
- listopada 2015 ( 6 )
- października 2015 ( 9 )
- września 2015 ( 7 )
- sierpnia 2015 ( 1 )
- lipca 2015 ( 12 )
- marca 2015 ( 4 )
- lutego 2015 ( 4 )
Uhhh niedługo mnie to czeka. Mam nadzieję, że nie będzie tak mrocznie. :)
OdpowiedzUsuńPół żartem, pół serio. Jeśli trafisz na swoją bratnią duszę, to małżeństwo będzie najlepszym, co Cię spotka. I to nie są tylko puste frazesy ;-)
Usuńno proszę. nie jestem mężatką a jednak większość symptomów u siebie rozpoznaję (szczególnie te czekoladki do mnie przemawiają :D )
OdpowiedzUsuńTo cholerstwo (czekoladki) nie mija po ślubie... :D
UsuńZabawnie napisane, trochę przerażające, ale pewnie bardzo życiowe;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie miałam w zamyśle nikogo straszyć! Małżeństwo to naprawdę fajna instytucja :)
Usuńale fajny tekst z przymrużeniem oka :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane przeżyć taką 'masakrę'... ;)
OdpowiedzUsuńTO przychodzi szybciej niż się tego spodziewamy....;-)
UsuńCudownie to napisałaś, wszystko się u nas zgadza :)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńPiękny wpis :)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńA już się bałam, że to moje poczucie, że nie chcę zrobić awantury, ale to jednak jest ode mnie silniejsze i zrobię, to jest jakiś niepokojący objaw, a tu się okazuje, że inne kobiety też tak mają ;-) Ale tak serio, to walczę z tym, szkoda mi tego mojego wspaniałego mężczyzny, bo on taki wspaniały, a ja czasem taka zołza :-D Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć, że czuję dokładnie to samo. W ciągu tych prawie pięciu lat staram się nauczyć mieć na wodzy emocje, ale nie zawsze działa. Pozdrowienia! :)
UsuńFajny tekst! Pomimo, że z moim po ślubie nie jesteśmy, to i tak to wszystko już przeszliśmy :D. No i nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej :).
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze! U nas wyglądało to dokładnie tak samo przed ślubem, więc przynajmniej nie przeżywa się szoku światopoglądowego PO wszystkim! ;-)
UsuńZ kilkoma sprawami z początku tekstu się nie zgadzam (np. kwestię konsultacji lubię, bo odpowiedzialność za daną decyzję rozkłada się na nas dwoje). Na szczęście nie robię awantur po jego powrocie z piwa z chłopakami. :) Chyba trochę nastawił mnie tytuł posta, z którym oczywiście się nie zgadzam, ale jak widać na końcu posta, Ty też nie do końca. :) Nie zawsze bywa łatwo, ale małżeństwo jest super sprawą. :)
OdpowiedzUsuńTekst od początku był pisany pół żartem, pół serio, nie należy brać go zbyt poważnie :)!
UsuńA ja się nie zawsze konsultuję w różnych sprawach :> Jeśli w ważnych to się trochę mój luby bulwersuje, albo smuci więc staram się o nim pamiętać. Trochę za bardzo jestem przyzwyczajona do rządzenia. A co do małych spraw - czasem trzeba coś ukryć i lekko ściemnić ;) Np. po zakupach, gdy kasy brak: no co ty nie pamiętasz tej sukienki? Od dawna ją mam ;))
OdpowiedzUsuńTemat z sukienką nie jest mi obcy.....:P
UsuńPomimo tych wszystkich wad, to wspaniale mieć osobę, która da wsparcie i uczyni każdy dzień piękniejszym :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst :) Lubie takie lekkie pióro z przymrużenie oka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
:*
UsuńTak! Chce się w to wpakować! :D
OdpowiedzUsuńSpodoba Ci się :*
UsuńPrawda, prawda, prawda oprócz przejęcia "władzy" nad moim własnym zdaniem. Jeszcze jakiś czas temu właśnie taka byłam, że nie było mowy abym sama gdzieś wyszła, bo jak to? Przecież sobie coś pomyśli, albo będzie zły. Teraz jest inaczej. Zdecydowałam nie oddawać całej kontroli nad MOIM życiem jemu . Dziś to ja decyduję, czy wyjeżdżam, czy się rozwijam, czy spełniam swoje pasje. Bycie żoną nie oznacza niewolnictwa. Właśnie w nim uczy się asertywności i bycia silną...
OdpowiedzUsuńTo raczej nie kwestia niewolnictwa, bo "bycie silną", "moim życiem" wieje trochę feminizmem ;-) U Nas to NASZE życie ;-)
UsuńAle fajnie napisalas ;)
OdpowiedzUsuńdokładnie, w 100% tak
OdpowiedzUsuńgenialnie to opisałaś ;D aż czytałam dwa razy pozdrawiam cieplutko :* http://creamshine.blogspot.com
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam moje małżeństwo! No tak, brudne skarpetki i "gubenie rzeczy" doprowadzają mnie do szału, ale za to mam taką swobodę w żuciu, że nigdy prze-nigdy nie chciałabym czegoś innego! :D Pozdrawiam Cię ciepło
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo! ;-)
OdpowiedzUsuńCześć :) Fajny przewrotny wpis - my mężatki wiemy, że z mężem może być źle, ale bez niego jeszcze gorzej. Jak się dobrze wybierze to można się dogadać, choć wiadomo spięć, rozczarowań i upomnień się nie uniknie. Mnie najbardziej denerwują okruszki na blacie po krojeniu (już o to nie walczę tylko sprzątam) i zapominalstwo mego Lubego :) Ale całkowity bilans jest dodatni: przystojny, ciepły, romantyczny, przyjacielski i mam to "coś" :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuń